Wiele naszych klientek używa sztyftu Sidmool również na usta, więc chciałyśmy zaproponować coś bardziej poręcznego i specjalnie sformułowanego w tym celu. Nasz Balsam ma więc odrobinę słodyczy i lekki, owocowy zapach, oraz mieszankę pielęgnujących i nawilżających usta naturalnych olejków, przez co z przyjemnością można go nakładać wielokrotnie w ciągu dnia!
Jakich efektów można się spodziewać?
Volufiline motywuje komórki tłuszczowe pod skórą do zwiększenia swojej objętości, więc stosowana na usta i ich kontur może pomóc naturalnie dodać ustom objętości.
Czy efekt jest permamenty?
Nie, ale może być długotrwały w zależności od indywidualnych predyspozycji. Ilość komórek tłuszczowych w ciele dorosłej osoby jest relatywnie niezmienna, a Volufiline jedynie motywuje owe komórki do gromadzenia większej ilości lipidów i zwiększania swojej objętości. Z czasem ilość zgromadzonych w komórce lipidów znowu się unormuje.
Jakie olejki składają się na bazę balsamu?
Kokosowy, z oliwek, słodkich migdałów i awokado.
Czy ta tubka naprawdę jest z papieru?
Tak! Nasz balsam jest zapakowany w tubkę zrobioną tylko z papieru i nie zawiera żadnych plastikowych elementów. Klientki i klienci Bazaru są zazwyczaj zainteresowani głównie skutecznością produktów, nie fasadą luksusu, więc postanowiłam wybrać opakowanie całkowicie z papieru. Nasz balsam jest wystarczająco gęsty i stabilny, że w żaden sposób nie wysycha i nie wycieka z papierowej tubki, i świetnie współpracuje z metodą wypychania poprzez naciskanie na dno tubki. My zaś nie dokładamy się do katastrofy jaką jest problem mikroplastików.
Czy jest to produkt wegański?
Tak! Tradycyjnie balsamy do ust robi się z użyciem wosku pszczelego, ale my postawiłyśmy na roślinny wosk pozyskiwany z wilczomleczu, zwany kandelalią. Kandelalia jest bardziej krucha niż wosk pszczeli, więc większość producentów wybiera ten drugi, ale w produkcie jak balsam w tubce nie jest to problemem.
Produkt nie zawiera składników odzwierzęcych i nie był na żadnym etapie produkcji testowany na zwierzętach.
Dlaczego w środku tubki jest prześwit?
W procesie produkcji balsam jest wlewany bezpośrednio do opakowania, zaś natura stygnących olejków i wosków jest taka, że tworzą w centrum tak zwaną "studnię". Nie jest to wada produktu! Dodatkowo taki prześwit pomaga przeciwdziałać potencjalnemu ukruszeniu się balsamu .
]]>Gdy masz lat 40, taka odciśnięta zmarszczka potrafi zostać z Tobą na cały dzień, lub nawet trwale osiedlić się na twarzy.
Kolagen jest fenomenalnie silną tkanką - wyjątkowo odporną na rozciąganie, ugniatanie i odkształcanie. Co więcej, jest tak odporny i wytrzymały, że znajduje się nie tylko w skórze, ale stanowi też 70% budulca naczyń krwionośnych, spowija mięśnie i tworzy wyściółkę układu trawiennego.
Powszechnie mówi się, że z wiekiem "ubywa" kolagenu w skórze, ale nie jest to do końca poprawne przedstawienie sytuacji - kolagen w skórze zmienia formę z długich i uporządkowanych łańcuchów na poplątaną masę złożoną z dużo krótszych włókien.
Jak łatwo sobie wyobrazić, różnica w strukturze włókien kolagenu będzie manifestować się w fizycznych właściwościach skóry i można je porównać do różnić między elastycznością typowego materiału tkanego a np. filcu, który jest zbitkiem włókien.
Za transformację kolagenu z długich i regularnie poukładanych włókien w nieregularną masę odpowiada tylko jeden czynnik - jest nim enzym MMP. To MMP ma moc rozcinania kolagenu na mniejsze włókna, a im krótsze włókna kolagenu, tym mniej napięcia w sieci kolagenu, a tym samym... mniej aktywności fibroblastów, które produkują kolagen, a aktywowane są również przez mechaniczne napięcie.
Żadna ilość ugniatania, odginania czy ciągnięcia nie jest w stanie uszkodzić kolagenu w skórze, bo jest on właśnie do tego przeznaczony! Co więcej, są powody by podejrzewać, że tam, gdzie skóra jest regularnie napinana, w odpowiedzi fibroblasty produkują więcej kolagenu.
Z drugiej strony, tam, gdzie mechanicznego napięcia brak, fibroblasty przechodzą w stan uśpienia i nie produkują wystarczająco kolagenu. Dlatego tak trudno jest przywrócić elastyczność skórze po drastycznej utracie wagi czy ciąży, gdy nagle skóra traci źródło mechanicznego napięcia.
Mikro-efekty utraty mechanicznego napięcia manifestują się również na twarzy, gdyż z wiekiem nasze mięśnie twarzy stają się skrócone i skóra traci powierzchnię, na której może być rozciągnięta.
Spanie na jedwabnej czy specjalnie wyprofilowanej poduszce, czy naklejanie taśm czy płatków na czas snu, nie ma nic wspólnego z ochroną kolagenu w skórze - jest to w najlepszym wypadku sposób, by zamaskować fakt, że w skórze zamiast długich i ładnie poukładanych włókien jest zbitka pociętych przez MMP fragmentów kolagenu.
Tego typu gadżety nie chronią kolagenu w skórze przed uszkodzeniem, bo kolagen nie jest uszkadzany przez rozciąganie czy ugniatanie.
Obchodzenie się ze skórą jak z jajkiem nie przywróci jej młodzieńczej elastyczności! Jeśli rano budzisz się z pionowymi zmarszczkami na twarzy i odgniecionym dekoltem, oznacza to, że włókna kolagenu wymagają odbudowy.
Jak je odbudować? Najłatwiejsza jest kuracja małocząsteczkowym kolagenem hydrolizowanym, który mobilizuje fibroblasty do wzmożonej aktywności, niezależenie od obecności mechanicznego napięcia w istniejącej sieci kolagenu. Pomocne będą też peptydy, choć ich działanie jest ograniczone do miejsc powierzchniowej aplikacji.
Pomocna będzie też praca z mięśniami twarzy, by przywrócić im oryginalną długość i elastyczność. Polecam tutaj albo ebook Twarz Bez Wieku lub nasz program uniwersalny.
Inne polecane wpisy:
]]>
Zazwyczaj asymetrii towarzyszy wrażenie, że jedna strona twarzy bardzo "wymizerniała". Dotknięte tym problemem osoby często opisują wrażenie, że z twarzy ubyło tkanki tłuszczowej.
Przyczyn pojawienia się asymetrii jest wiele: mogą to być objawy zmian neurologicznych lub ortodontycznych, ale często za akumulację objawów asymetrii odpowiada postawa. Większość z nas z wiekiem dorobi się zaokrąglonych pleców i ramion, oraz wysuniętej do przodu postawy głowy.
Te zmiany w parze z asymetrią w postawie (której przyczyny mogą być bardzo różne: od skoliozy, po niepoprawną pozycję miednicy, lub nawet znaczące różnice w długości nóg, itp.), owe zmiany zaczynają manifestować się na twarzy. Zazwyczaj połowa twarzy dotknięta asymetrią jest nadmiernie napięta, twarda i bolesna przy próbie masażu. Ponieważ mięśnie są bardzo napięte i przez to naturalnie skrócone, leżąca na nich skóra nie ma wystarczająco miejsca, by się poprawnie rozciągnąć i zaczyna sprawiać wrażenie obwisłej i cieńkiej.
Nie będę tu obiecywać możliwości korekty postawy - ale mogę zapewnić, że z objawami asymetrii można pracować. Rozciągnięcie i rozluźnienie mięśni ramion i karku pozwala skorygować postawę głowy i ramion. Polecam tu bardzo wykonywać ćwiczenia z trenerem Yukim Nakagawą! Jego ćwiczenia są z jednej strony bardzo proste, więc i przystępne dla każdego, niezależnie od kondycji. Nie trzeba się nawet przebierać w strój do ćwiczeń czy wyciągać maty!
Polecam przede wszystkim te dwa treningi:
Ten trening pomaga "odkręcić" ramiona do poprawnej pozycji. Polecam cały czas zwracać uwagę na pozycję dłoni!
Ten trening wspaniale pomaga przywrócić głowie poprawną posturę.
Polecam wykonywać treningi Yukiego przynajmniej kilka razy w tygodniu, idealnie obydwa codziennie, przynajmniej do momentu, aż postawa się wyraźnie poprawi (na co nie będzie trzeba czekać długo!).
Dodatkowo twarz można rozluźnić ćwiczeniami z ebooka Twarz Bez Wieku, lub poprzez praktykę naszego programu uniwersalnego:
Inne polecane wpisy:
]]>Wszystkie znaczące badania na temat skuteczności suplementów kolagenowych uwzględniają tylko hydrolizowane produkty i to o nich wiemy, że są skuteczne. Hydroliza naśladuje naturalny proces trawienia i czyni peptydy kolagenowe unikatowo zdolne do przenikania bariery jelitowej w formie di-peptydu jakim jest prolyl-hydroksyprolina.
Im mniejsze, tym lepsze! Idealny suplement powinien mieć cząsteczki nie większe niż 3000 Daltonów, a najlepiej około 1000 Daltonów. Im mniejsze cząsteczki, tym suplement skuteczniej podniesie poziomy prolyl-hydroksyproliny.
Im mniejsze cząsteczki, tym mniej "smaczny" i trudniej rozpuszczalny staje się suplement. Dlatego wielu producentów kolagenu hydrolizowanego "do picia" preferować będą większe cząsteczki, a więc tym samym ich suplementy będą mniej skuteczne. Lepszy jest kolagen hydrolizowany w formie proszku, który można bezpośrednio połknąć, lub w formie kapsułek.
Badania nad suplementami kolagenowymi uwzględniają dawki pomiędzy 2.5 do 10 gramów hydrolizowanego kolagenu. Choć wyższa dawka wydaje się oferować bardziej intensywne efekty w pierwszych tygodniach kuracji, ten efekt nie różni się znacząco od niższych dawek po około 10-12 tygodniach suplementacji. Z tego względu niższa dawka, ale przyjmowana w dłuższej perspektywie czasu jest prawdopodobnie najlepszą i zoptymalizowaną pod względem kosztów, długoterminową strategią.
Rybia łuska (zwłaszcza tilapii, która jest w wielu miejscach na świecie uznawana za inwazyjny gatunek) zawiera relatywnie dużo prolyl-hydroksyproliny, więc jest idealnym surowcem do przetworzenia w suplement. Rybia łuska jest odpadem komercyjnym z niewielkim zastosowaniem, więc pozyskiwanie z niej suplementu w dobie kryzysu klimatycznego jest prawdopodobnie lepszym pomysłem, niż pozyskiwanie go z nietypowych gatunków ryb lub zwierząt lądowych.
Kolagen to łańcuch aminokwasów powiązanych ze sobą wiązaniem peptydowym. Niestety kilka firm próbuje wybić się na rynku udając, że kolagen hydrolizowany to coś innego niż peptyd kolagenowy, lub próbują sprzedawać same aminokwasy pod nazwą "peptydy". Przyjmowanie samych aminokwasów nie prowadzi do podniesienia poziomów prolyl-hydroksyproliny.
Kolagen natywny, czyli nie-przetworzony kolagen pozyskiwany specyficznie z chrząstki znajdującej się w stawach jest potencjalnie przydatny w kuracji autoimmunologicznego problem zwyrodnienia stawów (szczegóły takiej kuracji trzeba oczywiście skonsultować ze swoim lekarzem specjalistą). Nie ma jednak zastosowań w kuracji mającej na celu poprawę elastyczności skóry.
Naszym zdaniem najlepszy jest małocząsteczkowy kolagen hydrolizowany marki Avalon. Jest pozyskiwany z ryb i cząsteczki w wersji Pure mają wielkość rzędu 1000 Daltonów.
]]>Mewing nie wymaga żadnej inwestycji i każdy może go praktykować poprzez ćwiczenie odpowiedniego ułożenia języka - głównie przez wyrobienie sobie nawyku ciągłego dociskania języka do górnego podniebienia. Dodatkowo ważnym jest praktykowanie oddychania przez nos oraz przełykania bez używania policzków do "popychania" jedzenia. W teorii osoba poprawnie praktykująca mewing powinna umieć przełknąć łyk wody bez zamykania ust, używając tylko języka i podniebienia.
By zacząć praktykować mewing nie trzeba inwestować w żadne gadżety ani odwiedzać specjalisty - wystarczy silne postanowienie wyrobienia sobie nawyku przyciskania języka do podniebienia. Ten łatwy do przeskoczenia próg praktyki oraz relatywna prostota teorii przyczyniają się do ogromnej popularności tego pomysłu.
Jednak na setki tysięcy, jeśli nie miliony "mewingujących", bardzo niewiele osób osiągnęło obiecywany sukces. W Internecie można znaleźć oczywiście kilka zdjęć przedstawiających przekonujące "przed" i "po", gdzie bohater/bohaterka prezentują najpierw słabo zarysowaną żuchwę i spuchniętą twarz, zaś "po" mają absolutnie pięknie zarysowane linie żuchwy oraz twarze z podkreślonymi kośćmi policzkowymi. Bywa jednak, że przy bliższym śledztwie, okazuje się, że osoby ze zdjęć przeszły korektę plastyczną, albo ortodontyczną, przeszły proces dojrzewania... Lub zwyczajnie korzystnie upozowały się do zdjęć.
Z jednej strony ciężko mi oznaczyć "mewing" jako mit, bo niewątpliwie w morzu udawanych sukcesów można znaleźć kilka osób, które osiągnęły autentycznie dobre efekty. Ale na ilość zdesperowanych praktykujących, skala sukcesu jest porażająco niska.
Prawdopodobnie większe szanse na sukces ma wizyta u ortodonty estetycznego i klasyczne metody korekty zgryzu. Nie ma powodów, by wprost nie rozmawiać ze swoim ortodontą o potencjalnym poszerzeniu podniebienia (wiele osób ma bardzo wysokie, ale wąskie podniebienie) i estetycznych celach korekty zgryzu, jak poprawa konturu żuchwy i pozycji brody względem reszty twarzy.
Na niekorzystny wygląd żuchwy oraz twarzy ma często wpływ oddychanie przez usta. Przyczyną bywa skrzywiona przegroda nosowa, ale też potencjalnie alergie, postawa (z zaokrąglonymi ramionami i głową wysuniętą do przodu), zgryz... oraz czasami zwyczajnie złe nawyki. Mewing nie jest w stanie zaradzić tym problemom. Ale wizyta u ortodonty, praca z fizjoterapeutą, chirurgiczna korekta przegrody nosowej, jak i walka ze złymi nawykami w połączeniu z praktyką mewingu - jak najbardziej są w tym miksie szanse na sukces.
Inne polecane wpisy:
]]>Kolejny krok to wcielenie w swoją rutynę pielęgnacji ćwiczeń i masaży, które zadbają o mięśnie twarzy. Polecam tutaj albo eBook Twarz Bez Wieku, albo nasz program uniwersalny, który można znaleźć na YouTubie:
Drugi krok to zadbać o zasoby kolagenu w skórze. W zależności od stanu skóry, może to oznaczać prewencję utraty kolagenu lub odnowienie zasobów.
Prewencja jest zawsze najlepszą strategią: jest tańsza i łatwiejsza w wykonaniu. Objawy braku kolagenu w skórze to:
Jeśli nie ma tych objawów, prewencja będzie lepszą strategią. Ochrona zasobów kolagenu to przede wszystkim wybieranie kosmetyków, które hamują działanie MMP. Czyli doskonale sprawdzi się tutaj serum z zieloną herbatą na zmianę z kosmetykiem z witaminą C. Na Azjatyckim Bazarze oferujemy zestaw takich serum w komplecie z eBookiem.
Jeśli pojawiają się oznaki niskich poziomów kolagenu w skórze, warto rozważyć suplementację małocząsteczkowym kolagenem hydrolizowanym oraz wsparcie się silniejszymi kosmetykami promującymi produkcję kolagenu.
W tym wypadku niezastąpione są peptydy - naturalnie występujące w skórze substancje, które regulują i optymalizują produkcję kolagenu oraz procesy gojenia, jak i produkcji naskórka. W ofercie Bazaru mamy kilka produktów tego typu:
Serum Dear, Klairs jest też dostępne w zestawie z kolagenem Avalon.
Wiedza + dbanie o mięśnie twarzy + minimalna, ale skuteczna rutyna pielęgnacji pozwolą mieć więcej wpływu na to jak zmienia się twarz. Nie obiecuję nikomu, że będzie całe życie wyglądać na nastolatkę, bo to nie leży u podstaw podejścia, które tu promujemy. Twarz będzie się zmieniać całe życie, ale możemy mieć udział i wpływ na te zmiany.
]]>
Nie twierdzę tu, że owe zmiany całkowicie nie przyczyniają się do percepcji wieku! Ale same w sobie nie wystarczą, by zaburzyć iluzję młodości. By twarz wyglądała dojrzale, musi dojść do złożenia objawów starzenia - czyli np pofalowany kontur linii żuchwy + bruzdy nosowo-wargowe będę nas skłaniać ku percepcji, że twarz jest dojrzała, mimo, że te cechy same w sobie, nie tworzą wrażenia twarzy dotkniętej objawami starzenia:
Powyższa grafika przedstawia kolejno (od lewej do prawej): twarz z cienkimi ustami i zmarszczkami nosowo-wagowymi, twarz z „chomiczymi policzkami”, twarz tylko z bruzdami nosowo-wargowimi oraz twarz z obfitą linią żuchwy i bruzdami nosowo-wagowymi.
Znakomita większość osób zapytanych (na koncie Insta Twarz Bez Wieku) by wskazać najdojrzalej wyglądającą twarz wskazało twarz z zaburzoną linią żuchwy oraz bruzdami. Podświadomie rozumiemy, że zdarzają się osoby z cienkimi ustami, naturalnie obfitymi liniami żuchwy, lub nawet głębokimi bruzdami nosowo-wagowymi, ale dopiero gdy te cechy są złożone razem, zaczynamy podejrzewać, że obecność tych zmian jest kwestią wieku.
To bardzo ważna obserwacja dla wyboru strategii w kreacji twarzy bez wieku. Oznacza, że nie trzeba całościowo ścigać eliminacji wszelkich objawów starzenia z twarzy, ani fiksować na konkretnym objawie - wystarczy skupić się na zmianach, które złożone razem silnie komunikują wiek.
Ale czyni to też rozważania nad naturą wyglądania młodo o tyle bardziej skomplikowanym, gdyż zamiast zwyczajnie wymienić listę objawów starzenia, trzeba indywidualnie przyglądać się twarzy i szukać, co właściwie powoduje, że wygląda na konkretny wiek.
Objawy silnie komunikujące wiek:
Poniższy kolaż prezentuje znaczenie krytycznych objawów starzenia. Twarz po lewej nosi klasyczne objawy starzenia, zaś twarz po prawej ma regularną linię żuchwy, skorygowany kształtu oczu oraz zredukowane napięcie w nozdrzach. Powoduje to, że mimo obecności wielu innych objawów starzenia, twarz wygląda młodo i świeżo:
Tymczasem klasyczne podejście do przeciwstarzenia nakazuje usilnie walczyć z bruzdami nosowo-ustnymi oraz fiksowanie na zmarszczkach na czole i pod oczami, które de facto nie mają aż tak dużego znaczenia.
Podsumowując, jest tylko kilka zmian, które silnie komunikują wiek, gdyż rzadko występują w naturnalnie młodych twarzach. Z drugiej strony wiele objawów starzenia nie jest postrzeganych jako takie, jak długo nie występują w złożeniu z wieloma innymi objawami starzenia.
Rozmowy o wieku i wyglądzie bywają skomplikowane, ponieważ wiele osób biorących w nich udział skupia się na pojedynczych objawach, zamiast na pytaniu jakie wrażenie sprawia twarz. Z jednej strony mamy więc celebrytki i osoby ze „zrobionymi” twarzami, które w teorii mają wyglądać młodo, ale nie wyglądają. Zaś z drugiej mamy nastolatki z absolutnie młodo wyglądającymi twarzami, przekonanych, że ich bruzdy nosowo-ustne są problemem, kiedy nie są.
By móc wykreować twarz prawdziwie bez wieku, trzeba umieć wyjść poza ramy tych nieproduktywnych dyskusji.
Inne polecane wpisy:
]]>W procesie trawienia nasz organizm rozkłada zdecydowaną większość suplementu do formy pojedynczych aminokwasów, ale drobny procent zostanie zaabsorbowany do krwiobiegu w formie interesującego di-peptydu, którym jest prolyl-hydroxyprolina (Pro-hyp). Pro-Hyp to dwa aminokwasy: prolina i hydroxyproliny powiązane ze sobą wiązaniem peptydowym.
Prolyl-hydroksyprolina nie występuje obficie w naturze. W ludzkim ciele jej zwiększone poziomy obserwowane są głównie w miejscach zranienia skóry i to obecność Pro-Hyp motywuje fibroblasty do zwiększonej produkcji kolagenu.
Czy możemy więc dostarczyć ciału zamiast pociętych kawałków kolagenu, bezpośrednio samą Pro-Hyp jako wyizolowany "peptyd"? O ile jest to w teorii możliwe, nie ma konkretnych badań na ludziach, które potwierdzałyby skuteczność takiej kuracji pod kątem zwiększenia elastyczności skóry.
Firmy mamiące klientów obietnicami, że zamiast kolagenu wystarczy spożywać "peptydy", często nawet nie oferują peptydów, tylko suplementy składające się z aminokwasów... bo nie jest całkowicie błędem nazwać pojedynczy aminokwas "mono-peptydem". Podejrzewam, że próby promocji suplementów aminokwasowych pod etykietą "peptydów" wynika z faktu, że do ich produkcji możemy zatrudnić bakterie, co pozwala tworzyć suplementy wegańskie, na które jest zdecydowanie zapotrzebowanie.
Sam pomysł na rozróżnianie między suplementem z "kolagenem hydrolizowanym" a suplementem z "peptydem kolagenowym" jest próbą ogłupienia klientów, bo kolagen ze swej natury jest peptydem, bo składa się z aminokwasów powiązanych ze sobą wiązaniem peptydowym. Kolagen hydrolizowany jest więc ze swej natury peptydem.
Na chwilę obecną nie da się nawet kupić na rynku suplementu zawierającego ów kluczowy di-peptyd jakim jest prolyl-hydroksyprolina: w najlepszym wypadku znajdziemy miks aminokwasów proliny, hydroxyproliny i glicyny.
Warto pamiętać, że skuteczność suplementacji kolagenem hydrolizowanym wynika z specyficznego i nietypowego sposobu, w jaki nasz układ pokarmowy reaguje na spożycie hydrolizowanego małocząsteczkowego kolagenu. Ponieważ małocząsteczkowy kolagen nie występuje w naturze, sam proces jego trawienia wywołuje nienaturalny efekt, jakim jest motywowanie ciała do zwiększonej produkcji kolagenu. Nie da się tego efektu wywołać konsumpcją aminokwasów, białek ani innych występujących w naturze produktów.
Niestety wiele firm próbujących przebić się na rynku suplementów szuka na siłę jakiegoś sposobu, by się wyróżnić: chwytają się różnych haseł i pomysłów, które mają niewiele wspólnego z tym co de facto wiemy o suplementacji małocząsteczkowym kolagenem hydrolizowanym. Zamiast skupić się na wielkości cząsteczek, rzucają się na hasła o liofilizowaniu, peptydach, natywności, etc., pomijając w swojej pogoni za pozycją rynkową dobro klienta.
Dlatego tak ważnym jest pytać producentów przede wszystkim o wielkość cząsteczek w ich suplementach i warto od raz skreślić z listy zakupów tych, którzy robią z tego tajemnicę.
Inne polecane wpisy:
]]>Jeśli przestudiujemy dokładnie zdjęcia twarzy tych samych osób z czasów młodości i lat dojrzałych, łatwo zaobserwujemy, że bruzda nosowo-wargowa nie występuje w izolacji: towarzyszą jej zazwyczaj rozciągnięte na boki usta oraz poszerzona podstawa nosa z napiętymi nozdrzami.
Ten efekt możemy też zaobserwować porównując zdjęcia kompozytowe młodych i dojrzałych twarzy:
Kompozyty demonstrują, że z wiekiem nos się poszerza, zaś usta rozciągają na boki.
Jednak większość osób nie jest świadomych tych zmian i błędnie skupia się na policzkach i desperackich próbach podciągnięcia ich w górę. W odpowiedzi salony medycyny estetycznej oferują nieskuteczne pomysły jak wstrzykiwanie wypełniacza w policzki, w nadziei, że dodatkowa objętość napnie skórę policzka, zaś lekarze chirurgii plastycznej sugerować będą implanty lub lifting. Takie pomysły nie tylko są nieskuteczne, ale tworzą twarze o zaburzonych proporcjach: z szerokimi ustami, napiętymi nozdrzami, przeładowanymi kośćmi policzkowymi oraz zgubionymi w rozrastającej się twarzy oczami.
Inni sugerować będą równie nieskuteczne zabiegi jak denaturacja kolagenu w twarzy (hi-fu, ulthera)... Ale żadne z tych rozwiązań nie adresuje w żaden sposób przyczyny problemu: zmian w mięśniach twarzy, które wraz z wiekiem stają się skrócone i trwale zaciśnięte.
Zaciskające się mięśni policzków oraz dolnej 1/3 twarzy, ciągną usta na boki, zawija je do środka i przesuwają delikatnie w dół. Zaś napinające się mięśnie nosa rozpychają nozdrza, przez co nos staje się szerszy i rozpycha policzki, tworząc charakterystyczne fałdy w okolicach nosa. Na blogu Twarz Bez Wieku promujemy rozwiązanie tego problemu poprzez przywrócenie mięśniom ich oryginalnego stanu - czyli poprzez ich naturalne rozkurczenie za pomocą masaży, ćwiczeń i precyzyjnego rozciągania.
Ebook Twarz bez Wieku zawiera zarówno propozycje masażów rozluźniających mięśnie policzków, a więc bezpośrednio łagodzących bruzdę nosowo-ustną, ale też program rozluźniający nos:
Inne polecane artykuły:
]]>Zwiększenie w diecie ilości aminokwasów, lub suplementacja nimi bezpośrednio nie uruchamiają tego konkretnego procesu, który czyni hydrolizowany kolagen tak skutecznym.
]]>Ten wpis nie jest dla tych osób, bo z doświadczenia wiem, że nie da się ich zachęcić do przeczytania badań. Jest dla osób, które autentycznie chcą wiedzieć, co literatura naukowa ma do powiedzenia na temat konsumpcji hydrolizowanego kolagenu.
A do powiedzenia ma naprawdę dużo. Kolagen, jako jedna z dominujących tkanek w ciele ludzkim, interesuje naukowców od lat, zwłaszcza w kontekście chorób zwyrodnieniowych stawów oraz gojenia ran. Literatura, obejmująca suplementację w celach czysto kosmetycznych stanowi jedynie drobny wycinek całego dorobku naukowego, ale w tym wpisie skupię się głównie na nim.
W dyskusjach o suplementacji kolagenem mówi się, że kolagen trawimy jak każde inne białko, a jedyne jego działanie to podniesienie poziomu aminokwasów w krwiobiegu.
Jednak literatura naukowa stoi w sprzeczności z tymi stwierdzeniami.
By ułatwić czytanie kolejnych cytatów, przypominam że łańcuch kolagenu składa się z trzech typów aminokwasów. Związek dwóch lub więcej aminokwasów nazywamy peptydem.
Oryginanlny cytat: "It is commonly assumed that prior to absorption, peptides are hydrolysed in the gastrointestinal tract, so predominantly the free amino acids enter the circulation [37, 38]. However, there is considerable evidence that peptides can also be absorbed. For example Hyp is absorbed in both amino acid (free form) and peptide form. Pro-Hyp is the major peptide found in human plasma after oral ingestion of any hydrolysed collagen"
Źródło (cały artykuł jest świetny, dostępny bez opłat i bardzo polecam przeczytać go w całości!): https://benthamopen.com/contents/pdf/TONUTRAJ/TONUTRAJ-8-29.pdf
Przytoczony cytat mówi o "hydrolizowanym" kolagenie. Wiele osób w dyskusjach o suplementacji kompletnie pomija fakt, że hydrolizowany kolagen znacząco różni się od tego w naturze, i nie jest również tym samym co kolagen w żelatynie.
Oryginał: "The results showed that the molecular weight of collagen is about 300,000 Daltons and narrow distribution, which is greater than those of gelatin (from several thousands to 100,000 Daltons and wide distribution) and collagen hydrolysate (from several thousands to 30,000 Daltons and wide distribution)"
Hydrolizowany kolagen to kolagen "pocięty" na mniejsze kawałki za pomocą specjalnych enzymów. W pewnym sensie można taki kolagen określić jako wstępnie "przetrawiony". W literaturze naukowej kolagen hydrolizowany bywa też nazywany peptydem kolagenowym.
Źródło: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6891674/
W suplementach cząstki kolagenu mają zazwyczaj od 1,000 do 6,000 Daltonów wielkości i taki kolagen nosi miano "małocząsteczkowego" lub "o niskiej wadze molekularnej".
Ponieważ kolagen jest z natury bardzo odporny na trawienie (nie bez powodu tworzy wyściółkę układu pokarmowego!), ludzie od wieków poddawali go różnym metodom obróbki aby zwiększyć jego przyswajalność. Galaretki czy gotowane godzinami zupy to przykłady poddawania kolagenu takim procesom. Warto jednak podkreślić, że kolagen w galaretce ma wielkość potencjalnie 100 razy większą niż ten w suplemencie.
Co więcej, następujące badanie udowodniło, że spożywanie żelatyny, czy innych form kolagenu o wysokiej wadze molekularnej, prowadzą jedynie do umiarkowanego wzrostu poziomów prolyl-hydroksyproliny:
"Gelatin hydrolysate ingestion effectively increased Pro-Hyp in plasma rather than gelatin."
Źródło: https://www.sciencedirect.com/science/article/abs/pii/S0308814621018756
Choć spożycie kolagenu małocząsteczkowego prowadzi do wzrostu poziomów przeróżnych aminokwasów i peptydów w krwiobiegu, dla dyskusji o wpływie kolagenu na skórę najważniejsza jest dyskusja o prolyl-hydroksyprolinie, czyli dwu-peptydzie złożonym z aminokwasów proliny i hydroksyproliny:
Oryginał: "Prolyl-hydroxyproline (Pro-Hyp) is a major CP component that remains in human blood after the ingestion of CPs [12,13,14]. Pro-Hyp or hydroxyproline-containing peptides are difficult to hydrolyze in vivo and can play important functions in target tissues [15]. Pro-Hyp reportedly affects the proliferation of fibroblasts"
Źródło: https://cmbl.biomedcentral.com/articles/10.1186/s11658-017-0060-2
Fibroblasty to nasze własne wewnętrzne fabryki kolagenu. Gdy jesteśmy młodzi i mamy skórę pełną napiętych włókien kolagenowych, fibroblasty sprawnie poruszają się po tej sieci i produkują włókna kolagenu. Im jesteśmy starsi, tym mniej aktywnych fibroblastów produkuje kolagen, ponieważ fibroblasty nie umieją poruszać się po pofragmentowanej przez MMP sieci kolagenowej.
Gdy dochodzi do zranienia skóry, neutrofile (komórki układu odpornościowego) częściowo rozkładają kolagen w obrębie zranienia, co generuje podwyższone poziomy prolyl-hydroxyproliny. Spożywanie hydrolizowanego kolagenu również podnosi poziomy Pro-Hyp:
Źródło: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7728856/
Konsensus naukowy wskazuje na rolę prolyl-hydroxyproliny jako komunikatora, który zwiększa produkcję kolagenu.
Oryginał: "Pro-Hyp increases the number of fibroblasts migrating from the mouse skin and enhances the growth of fibroblasts attached to the collagen gel."
Źródło: https://ifst.onlinelibrary.wiley.com/doi/full/10.1111/ijfs.14145
Ludzkość od dekad wykorzystywała zrozumienie tego procesu w zabiegach regenerujących skórę - zabiegi jak laser ablatywny, złuszczanie kwasami, mezoterapia czy dermarolling, delikatnie uszkadzają istniejące struktury kolagenu, co prowadzi do zwiększania poziomów pro-hyp w miejscach zranienia i produkcji dodatkowego kolagenu. Spożywanie hydrolizowanego kolagenu uruchamia ten sam proces, ale z pominięciem miejscowego uszkodzenia skóry.
Słowem, konsumpcja hydrolizowanego kolagenu sztucznie komunikuje fibroblastom, by produkowały więcej kolagenu.
W środowiskach naukowych za najwyższej jakości dowód naukowy uznaje się przegląd naukowy. Przegląd uwzględnia szereg badań, zamiast opierać się na indywidualnym eksperymencie, i analizuje je krytycznie pod kątem metodologii i rezultatów. Na chwilę obecną mamy dwa znaczące przeglądy badań nad kolagenem i obydwa doszły do wniosku, że suplementacja hydrolizowanym kolagenem prowadzi do poprawy elastyczności skóry. Niestety oba badania są dostępne za paywallem, więc pozwolę sobie przybliżyć jedno z nich w szczegółach.
Przegląd: https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/33742704
W przeglądzie uwzględniono 19 badań, w których udział łącznie wzięło 1125 osób w przedziale wiekowym 20 do 70 lat (95% kobiet). 18 analizowanych badań uwzględniało grupę kontrolną, która przyjmowała placebo. Wszystkie badania uwzględniały pomiar zmian skóry za pomocą specjalistycznych urządzeń i nie uwzględniały pytania uczestników badań, czy zaobserwowali zmiany.
Podkreślam istnienie tych pomiarów oraz grup kontrolnych, ponieważ wiele osób biorących udział w dyskusjach o kolagenie błędnie twierdzi, że badania nad skutecznością kolagenu są oparte na ankietach, i nie uwzględniają grup kontrolnych.
Oryginalny cytat: "Based on the results of this study, HC supplements or collagen peptides can delay and improve the signs of skin aging by decreasing facial wrinkles and improving skin hydration and elasticity, while the supplementation is maintained. The time required to delay skin aging in most studies was 90 days, and the result was maintained for 4 weeks after the end of supplement administrations. Studies using supplements with higher concentrations of Pro-Hyp and Hyp-Gly dipeptides showed visible improvements of the evaluated parameters after 4 weeks. Supplement intake is effective and safe because no adverse effects were reported in any of the analyzed studies."
Spożywanie hydrolizowane kolagenu nie polega na dostarczaniu ciału składników do budowania włókien kolagenu. Zamiast tego wysyłamy skórze sygnał, by zwiększyła intensywność naturalnych procesów związanych z produkcją włókien kolagenowych. Używamy do tego rzadko spotykanego w naturze peptydu, jakim jest prolyl-hydroksyprolina.
Zwiększenie w diecie ilości aminokwasów lub suplementacja nimi bezpośrednio nie uruchamiają tego konkretnego procesu, który czyni hydrolizowany kolagen tak skutecznym.
Choć bez wątpienia metoda naukowa udowodniła skuteczność przyjmowania suplementów z hydrolizowanym kolagenem dla poprawy elastyczności skóry, warto wziąć pod uwagę, że elastyczność skóry nie jest jedynym elementem starzenia twarzy. Wiara, że wystarczy mieć pełną kolagenu cerę wyprodukuje automatycznie młodo-wyglądającą twarz jest naiwna.
Nawet, gdy skóra jest gładka i bez zmarszczek, bez problemu rozróżnimy, która twarz ma oznaki starzenia. Suplementacja kolagenem nie zmieni skóry w gorset, który podciągnie twarz z powrotem do młodzieńczego kształtu, ponieważ wiele oznak starzenia, które widzimy na twarzy, to efekt zmian w mięśniach i ich długości.
Suplementacja hydrolizowanym kolagenem jest kosztowna, zaś konsekwencje długoterminowego przyjmowania nie są znane. Warto podkreślić, że kolagen w formie małocząsteczkowej nie jest ogólnie dostępny w naturze i pokolenia przed nami nie spożywały znaczących jego ilości, na poziomie porównywalnym do tego co oferuje suplementacja.
Jednak największy zarzut w stronę kolagenu to obecny stan rynku, który jest nieregulowany, przepełniony po brzegi firmami typu MLM (schemat piramidowy), gdzie pełno jest pustych obietnic, a czasami nawet dosłownie sprzedawania nieprzetworzonego kolagenu - czyli "natywnego". Dodatkowo, wielu producentów zwyczajnie nie deklaruje wielkości cząsteczek w swoich produktach.
Wiele osób będzie też sięgało po suplementację o wiele za wcześnie, gdy problemem w skórze nie jest pofragmentowana sieć kolagenu, ale nadmierna aktywacja MMP.
Zazwyczaj, gdy konfrontuję się z kolejną Panią Dr od siedmiu boleści, słyszę argument "ale wszystkie te badania to fejki, bo są opłacane przez korporacje". Jak wspominałam na początku wpisu, wiele badań na temat suplementacji hydrolizowanym kolagenem pochodzi z pola medycznego, i nie mają wiele wspólnego z komercyjnym sukcesem suplementów dla skóry. Badania nad konkretnymi produktami są zazwyczaj sponsorowane przez ich producentów, ale z drugiej strony, kto inny miał by za to płacić? To, że badania są opłacone przez producenta nie znaczy automatycznie, że są wykonywane z pominięciem metody naukowej i wykazał to cytowany wcześniej przegląd.
Argument, że te setki badań są sfałszowane i że dziesiątki naukowców z różnych stron świata bierze udział w wielkiej konspiracji... jest dla mnie równie wiarygodny, jak pomysł, że lobby kosmetyczne płaci osobom w sieci za rozpowszechnianie dezinformacji na temat kolagenu.
Czytany przez Ciebie artykuł jest osadzony na stronie sklepu, który oferuje kolagen. Ale jako sprzedawcy bardziej opłaca mi się oferować skuteczne produkty, niż tworzyć złożone fabrykacje na temat nieskutecznych produktów. Dlatego oferuję tu mój ulubiony kolagen małocząsteczkowy i jego recenzje mówią same za siebie.
]]>O ile literatura naukowa zdecydowanie potwierdza fakt skracania się mięśni wraz z wiekiem, dokładny mechanizm nie tego procesu nie jest dobrze opisany, zwłaszcza w odniesieniu do mięśni twarzy, więc ten wpis ma charakter spekulatywny.
Wiązki włókien mięśniowych są spowite tkanką łączną złożoną z włókien kolagenowych (tak zwaną upostaciowioną formą tkanki łącznej). Teoria głosi, że wraz z zakurczaniem się mięśni, spowijające je włókna kolagenowe przyklejają się do siebie i zaczynają ograniczać rozkurczanie mięśnia. Słowem, nawet jeśli mięsień ma potencjał sporego rozkurczenia się i wydłużenia, jest zamknięty w sztywnej kolagenowej "koszulce", która nie pozwala mu się w pełni rozciągnąć.
Teoria kolagenowa jest znana poza kręgami przeciwstarzeniowymi przez fizjoterapeutów i osteopatów, którzy w ramach zabiegów zwiększających mobilność mięśni starają się "rozbić" zrosty kolagenowe i przywrócić mięśniom pełen zakres ruchu. W repertuarze fizjoterapeutów i osteopatów są masaże, rolowanie, ugniatanie, ale przede wszystkim punktowy ucisk.
Jeśli teoria kolagenowa jest prawdziwa, bardzo elegancko tłumaczyłaby zmiany zachodzące na twarzy, jak i skuteczność masaży i ćwiczeń w łagodzeniu tych zmian.
Mięśnie twarzy nie są zamknięte w antagonistycznych parach, gdzie kurczenie się jednego mięśnia powoduje automatycznie rozciągniecie innego, więc wykonują dużo kurczenia się, zaś bardzo mało rozciągania.
Tłumaczyłoby to też dlaczego nawet nieudolnie wykonany masaż czy ćwiczenia potrafią na twarzy wywołać łatwo zauważalne zmiany - nawet drobna dewiacja od typowej mimiki może pomóc zwiększyć mobilność mięśni.
Niektórzy fizjoterapeuci spekulują, że włókna kolagenowe przyklejają się do siebie intensywniej, gdy jesteśmy odwodnieni, oraz że łatwiej je "rozbić" gdy ciało jest odpowiednio nawodnione, co tłumaczyłoby dlaczego tak wiele osób raportuje wyglądanie "młodziej", gdy przestają zaniedbywać kwestie picia wystarczającej ilości płynów.
Jeśli przyjmiemy tą teorię za prawdziwą (wypada jeszcze raz podkreślić, że nie ma konkretnych badań na ten temat), sugeruje to pewne problemy z typowym podejściem do mięśni twarzy w kręgach masażowo-ćwiczeniowych. Typowe masaże twarzy nie "rozbijają" zrostów kolagenowych, a jedynie naciągają włókna kolagenowe dookoła. Ćwiczenia zaś mogą prowadzić do nadmiernego kurczenia i okazji do sklejania się włókien i tworzenia kolejnych zrostów. Idąc tym tokiem można założyć, że najskuteczniejszą metodą przywracania mięśniom twarzy pełnej mobilności jest wyszukiwanie zrostów i manualne punktowe ich rozbijanie. W książce "Twarz bez Wieku" wiele sugerowanych ruchów to właśnie punktowe uciskanie, oraz chwyty pozwalające znaleźć i rozbić zesztywniałe mięśnie.
Opracowane na podstawie: Increase of resting muscle stiffness, a less considered component of age-related skeletal muscle impairment
]]>Zanim przejdziemy do szczegółowej krytyki, podkreślam, że jedynym celem poniższego tekstu jest krytyka treści i nie zachęcam w żaden sposób do personalnych ataków na autorkę.
Stwierdzenie, że nie ma "żadnych dowód na to, że produkty zawierające kolagen mają jakikolwiek pozytywny wpływ na jego produkcję w skórze" jest nieprawdziwe w obliczu istnienia nie tylko indywidualnych badań nad wpływem kolagenu na skórę, ale też przeglądów naukowych, gdzie specjaliści dziedziny przeglądają istniejące badania i wyciągają wnioski na ich temat. To takk zwane metaanalizy i są one uważane za najwyższej jakości dowody naukowe, jakich możemy się doczekać w danym temacie.
W roku 2021 grupa naukowców opublikowała metaanalizę pod tytułem "Effects of hydrolyzed collagen supplementation on skin aging: a systematic review and meta-analysis" gdzie przejrzano krytycznie ponad 19 indywidualnych badań, w których brało udział 1125 uczestników. Naukowcy stwierdzili, że te 19 badań zgodnie potwierdza, że przyjmowanie suplementu z hydrolizowanego kolagenu poprawia elastyczność i nawilżenie skóry, oraz redukuje głębokość zmarszczek. W 2019 roku inna grupa naukowców poddała metaanalizie 11 badań i doszli do podobnych wniosków.
"Po drugie, kolagen przyjmowany doustnie ulega trawieniu i nie ma możliwości, aby dostał się w magiczny sposób do skóry właściwej w postaci całej cząsteczki." Jest prawdą, że spożywanie tkanki kolagenu jest trawione jak każde inne źródło aminokwasów, ale dyskutujemy tutaj o suplementacji HYDROLIZOWANYM (czyli "połamanym" na drobne cząstki) kolagenem, nie jedzeniu galaretki czy chrząstek. Zamienne używanie terminów kolagen i kolagen hydrolizowany, jest porównywalne do nazwania wódki ziemniakiem.
Pytanie, czy hydrolizowany kolagen przyjmowany doustnie pojawia się w jakiejś szczególnej formie w ciele ludzkim, intrygowało naukowców od samego początku badań nad kolagenem. Już w 2005 przeprowadzono badania na ten temat, gdzie udowodniono, że konsumpcja hydrolizowanego kolagenu prowadzi do zwiększenia ilości specyficznych dwu-peptydów w krwiobiegu. W 2017 roku kolejna grupa naukowców udowodniła w swoim badaniu, że owe dwu i tri-peptydy docierają do skóry i motywują fibroblasty do proliferacji.
"Co gorsza, dostępne dane nie opierają się na rzetelnie zaprojektowanym badaniu klinicznym, a jedynie na subiektywnej ocenie ochotników, którzy przez określony czas przyjmują dany preparat (oczywiście bez opłaty) – łatwo więc o pozytywną ocenę, chociażby ze względu na efekt placebo." Elastyczność cery, poziomy nawilżenia czy głębokość zmarszczek to mierzalne zmiany i istnieją specjalistyczne narzędzia do ich pomiaru. Naukowe obserwacje na temat wpływu kolagenu na skórę zawierają szczegółowe opisy jakich narzędzi użyto i jak zbierano informacje na temat zmian stanu skóry. Wątpię, by Pani Dr Diana nie zdawała sobie sprawy z istnienia narzędzi do pomiaru, więc pozostaje mi jedynie wnioskować, że zapoznała się jedynie z badaniami, gdzie używano subiektywnych ocen. Jednakże przyznam, że ja jako osoba, która stara się czytać wszystko co w temacie kolagenu publikują czasopisma naukowe nigdy nie spotkałam się z taką metodologią.
By nie być gołosłowną, wspomniana powyżej metaanaliza wymienia wszystkie techniki jakie były wykorzystywane w pomiarach do 19 badań poddanych analizie.
"Wspomnę także o maksymalnie różnych procesach technologicznych pozyskiwania kolagenu używanego w suplementach – może być on pozyskiwany z roślin, skór zwierząt hodowlanych, ryb, produkowany całkowicie w laboratorium itp." Naprawdę zastanawia mnie, jaka roślina zdaniem Pani Dr produkuje kolagen. Zakładam, że jest to skrót myślowy i w artykule chodzi de facto o aminokwasy, z których składają się łańcuchy kolagenu. Do produkcji aminokwasów możemy używać bakterii oraz potencjalnie roślin, ale aminokwas nie jest tym samym co kolagen (tak samo, jak ściana składa się z cegieł, ale cegły nie są ścianą).
Badania nad przyjmowaniem suplementów z hydrolizowanego kolagenu sugerują, że kluczem do promocji proliferacji fibroblastów jest pojawienie się w krwiobiegu aminokwasów w formie dwu lub tri-peptydów, czyli związków np. proryl-hydroxyproliny, których obecność w krwiobiegu jest powiązana z proliferacją fibroblastów.
Moim zdaniem Pani Dr Diana nadużyła swojego autorytetu publikując tekst który nie jest oparty na współczesnej literaturze naukowej w temacie. Zrozumiałabym, gdyby Pani Dr przejrzała wszystkie badania i argumentowała, że np. według niej wyniki są niezadowalające z jakiegoś konkretnego powodu. To niestety nie miało miejsca.
Pani Dr Diana nie jest pierwszą, ani jedyną osobą z tytułem naukowym, która wypowiada się w ten sposób. Wiele osób, które nie zapoznało się z literaturą wyciąga wnioski na bazie swojej już istniejącej wiedzy, z pominięciem niuansów, jak choćby różnicy między łańcuchem kolagenu, a cząsteczką hydrolizowanego kolagenu.
Ta sytuacja jest naprawdę przykra, bo przede wszystkim prowadzi do dezinformacji - suplementacja hydrolizowanym kolagenem może być użytecznym narzędziem w dbaniu o cerę. Naprawdę nie wiem, jak zachęcić więcej osób w pozycji autorytetu do rzetelnego zapoznania się z dostępną literaturą w temacie.
Jeśli również zależy Ci na walce z dezinformacją w temacie, proszę podziel się tym artykułem w swoich mediach społecznościowych, lub podlinkuj go, jeśli prowadzisz bloga lub własną stronę.
]]>Gdy suplement kolagenowy jest pocięty na cząstki rzędu 1000-2500 Daltonów, może być absorbowany przez ściany jelita cienkiego bez dodatkowego trawienia i pojawia się w krwiobiegu w formie dwu- i tri-peptydów [1], które motywują fibroblasty do zwiększonej mobilności [2]. Gdy przyjmowany suplement ma wielkość cząsteczek powyżej 4500 Daltonów, notowane ilości pożądanych dwu- i tri-peptydów we krwi są znacząco niższe.
Wbrew obiegowej opinii, suplementy z hydrolizowanym kolagenem były i są testowane przez naukowców od dziesiątek lat i standardem jest używanie kolagenu "połamanego" do wielkości 2500 Daltonów [3] - ta wielkość jest traktowana jako minimalny "złoty standard" suplementów z hydrolizowanym kolagenem. Oferowany na Azjatyckim Bazarze kolagen Avalon Crystal Pure ma wielkość jedynie 1000 Daltonów i jest to jedna z najmniejszych wielkości dostępna na rynku.
Im mniejsze kawałki kolagenu w suplemencie, tym gorszy smak i zapach będzie mieć suplement. Przy wielkości 1000 Daltonów produkt nie będzie chciał się dobrze rozpuszczać w wodzie, zaś gorzki smak będzie trudno ukryć dodatkami smakowymi. Ponieważ w naszej kulturze modnym jest "picie" kolagenu, zmusza to producentów korzystania z większych cząsteczek, które łatwiej przygotować w formie napoju lub proszku, który rozpuszcza się w wodzie.
Przeglądając oferty zakładów produkujących suplementy kolagenowe w Unii Europejskiej, znalazłam informację o produktach wielkości 6000 Daltonów; to o wiele za dużo!
Inny powód, dla którego producenci nie troszczą się o wielkość cząsteczek, to porażający poziom niewiedzy i ignorancji wśród ludzi, którzy tworzą i promują produkty kolagenowe. Ponieważ nie zadają sobie trudu przegryzienia się przez trudną i porozrzucaną po różnych pismach naukowych literaturę, często nie wiedzą jaki dokładnie mechanizm stoi za skutecznością hydrolizowanego kolagenu. Zamiast skupić się na wielkości cząsteczek, mamią klientów hasełkami o "natywności", liofilizowaniu, o nobliwym pochodzeniu chrząstek, itp., kiedy tak naprawdę jedyną ważną dla klientów informacją jest rozmiar cząsteczek.
Nie ma wątpliwości, że suplementacja hydrolizowanym kolagenem może wielu osobom pomóc odzyskać równowagę między działaniem MMP a produkcją kolagenu w skórze [4]. Choć do dyspozycji mamy wiele kosmetyków, które mogą motywować produkcje kolagenu, suplement z hydrolizowanego kolagenu nie ma sobie pod tym względem równych - działa szybko, skutecznie i naturalnie.
Nic więc dziwnego, że rynek suplementacji kolagenem przechodzi obecnie boom i wiele firm próbuje sobie zarezerwować na nim miejsce, często uciekając się do poślednich taktyk marketingowych. Niestety, najbardziej tracą na tym klienci, którzy przytłoczeni marketingowym hałasem mogą mieć problem z dostępem do informacji, które mają znaczenie.
Źródła i polecane materiały:
3. Effects of hydrolyzed collagen supplementation on skin
aging: a systematic review and meta-analysis
4. Decreased Collagen Production in Chronologically Aged Skin
]]>SPF nie wystarcza, gdy skóra jest wystawiona na bezpośrednie działanie promieni słonecznych na świeżym powietrzu, zwłaszcza w godzinach południowych. Nawet gdy niebo zasnute jest pokrywą chmur, promienie UVA penetrują je bez problemu. Bycie na słońcu zawsze będzie uszkadzało skórę, ale ciężko oczekiwać, że będziemy rezygnować z wycieczek, sportu czy spotkań z innymi na świeżym powietrzu, tylko po to by mieć idealną cerę. Ale zawsze możemy wesprzeć się kosmetykami i suplementami, które łagodzą negatywny wpływ słońca na skórę.
Kosmetyki wspomagające SPF to przede wszystkim silne przeciw-utleniacze, które redukują działanie rozcinającego kolagen MMP. Do rozważenia są:
Z suplementów do rozważenia są:
Na co dzień sprawdzi się też wspieranie się kapeluszem lub parasolką z powłoką przeciwsłoneczną. Jeśli wybieramy się na spacer, warto rozważyć ubiór wzbogacony o filtr UV, zaś jeśli idziemy na plażę warto mieć tak zwany "rash guard" - kostium zakrywający większość ciała, uszyty z materiałów blokujących UV.
]]>Jako składnik kosmetyczny, DMAE ma na koncie badania potwierdzające jego pozytywny wpływ nie tylko na zmarszczki, ale też na kształt i proporcje twarzy (link). Dodatkowo jedno z badań sugeruje, że DMAE ma ogromny potencjał mobilizowania skóry do regeneracji (link).
Jednak jedno badanie, przeprowadzone in vitro, sugerowało, że DMAE zwiększa apoptozę fibroblastów o pewien procent (link). Choć metodologia badania została poddana pod krytykę (DMAE jest bardzo zasadowe i badacze nie zneutralizowali owej zasadowości), prasa podchwyciła tą informację i skutecznie zniechęciła publikę do tego składnika.
Na chwilę obecną DMAE można kupić tylko od kilku firm, głównie ze Stanów Zjednoczonych i Australii.
2. Apelina - japońska firma Shiseido to nie tylko producent kosmetyków, ale firma, która sponsoruje wiele badań nad innowacyjnymi składnikami kosmetycznymi. W 2015 roku opublikowali badania tłumaczące, jak utrata szczelności naczyń limfatycznych negatywnie wpływa na napięcie skóry (link), zaś stan naczyń limfatycznych powiązali z apeliną, substancją która uszczelnia ich ściany. Zasugerowali też, że wyciąg z młodych szyszek sosny ma działanie podobne do apeliny.
Był więc czas, gdzie firma Shiseido pakowała wyciąg z szyszek sosny do wielu swoich kosmetyków, jednak na przestrzeni lat z nieznanych powodów wycofali się z uwzględniania tego składnika.
Choć na rynku można okazjonalnie znaleźć kosmetyki z wyciągiem z kory lub igieł sosny, znalezienie kosmetyku z szyszek jest dość trudne. Polska firma Miraculum posiada ten składnik w jednym ze swoich kremów, ale nie wiem ile tego ekstraktu uwzględniono w całym produkcie.
3. NEI-L1 - to składnik, który pod względem rzadkości występowania zajmuje na podium pierwsze miejsce. Tylko jeden produkt go zawiera! NEI-L1 to neutralizator elastazy, czyli enzymu produkowanego przez nasz własny organizm, który niszczy elastynę. Japońska firma, która oferuje ów kosmetyk deklaruje, że przetestowali składnik na 1600 ochotnikach i 70% zaobserwowano znaczną poprawę w głębokości zmarszczek.
Choć produkt jest bardzo drogi, skusiłam się na jego zakup. Może i NEI-L1 jest rewolucją, na która wszyscy czekamy, ale firma POLA zmiksowała go z bardzo ciężką, silikonową mazią, której praktycznie nie da się używać! Więc nie mogę ocenić prawdziwej skuteczności. Chciałam jednak wspomnieć o tym produkcie, bo wydaje mi się szalenie ciekawym, że istnieje kosmetyk, który jako jedyny na świecie ma jakiś składnik.
]]>Założenie, że skóra oddaje kształt tkanek pod nią
Wiedza
Intencjonalność, skalowalność i etyczna konsumpcja
Dążenie do stanu, gdzie skórze nie szkodzi bycie odgniecionym lub naciągniętym
Założenie, że SPF jest pomocny, ale zbyt słaby by prawdziwie chronić przed słońcem
Balansowanie aktywności MMP i fibroblastów
Precyzyjne rozciąganie mięśni twarzy
Twarz bez wieku to nie to samo co przeciw starzenie. Klasyczne metody przeciw starzenia skupiają się na wykreowaniu twarzy bez zmarszczek, ale brak zmarszczek, to nie to samo co brak objawów starzenia twarzy. Na zdjęciu poniżej obie twarze nie mają zmarszczek, ale nie ma wątpliwości, że jedna wygląda młodziej:
Gdy przyczyny powstawania zmian na twarzy są dogłębnie rozumiane, dopiero wtedy możemy podjąć świadomą decyzję o tym, czy chcemy i co chcemy zrobić z objawami starzenia.
Wiele z nich można złagodzić poprzez przywrócenie tkankom twarzy ich oryginalnego stanu.
Niektórych zmian nie da się odwrócić, ale zrozumienie dlaczego dokładnie tak się dzieje, uodparnia nas na nieprawdziwe informacje produkowane przez marketing branży przeciwstarzeniowej.
]]>Jednak nie da się tego tematu poruszać bez reakcji osób, które mają do tematu negatywne podejście. Podzieliłabym je na następujące kategorie:
Rozmowy o przeciwstarzeniu twarzy są trudne. To złożony temat, który nie daje się zamknąć w uniwersalnej instrukcji dla każdego. Konkretne zrozumienie skąd wynikają objawy starzenia twarzy dopiero raczkuje i minie jeszcze kilka dekad zanim wiedza o mięśniowej teorii starzenia twarzy stanie się powszechna.
Media są przepełnione przykładami osób, które chciały wyglądać młodo, ale efekty widoczne na ich twarzach są dalekie od pożądanych. Skoro osoby mające ogromne zasoby finansowe nie mogą uciec od objawów starzenia, musi to oznaczać, że przeciwstarzenie twarzy jest niemożliwe i każdy kto mówi inaczej jest oszustem. Problem polega na tym, że patrzymy na przeciwstarzenie przez pryzmat tradycyjnego rynku kosmetycznego i branży medycyny estetycznej, które oferują bardzo limitowany wachlarz rozwiązań i rezultatów.
]]>Skóra bogata w kolagen pięknie się rusza i wygina, jest odporna na odciśnięcia i zmarszczki. Jeśli łatwo łamie się w zmarszczki i odciska, być może brakuje jej kolagenu.
Kolagen to długie, elastyczne i wyjątkowo trwałe włókna zbudowane z aminokwasów. Warto zwrócić uwagę, że kolagen jest nie tylko budulcem skóry, ale też głównym składnikiem ścian naczyń krwionośnych i limfatycznych.
Długie, elastyczne i regularnie ułożone włókna tworzą bazę skóry właściwej, na której opiera się naskórek. Im dłuższe i gęściej upakowane włókna, tym bardziej elastyczna i napięta jest skóra.
Można o kolagenie myśleć jak o sieci, na której spoczywają inne struktury: gdy sieć zbudowana jest z długich i połączonych włókien, jest elastyczna i mocna; gdy włókna są poprzerywane i poplątane, cała struktura traci swoją elastyczność i w niektórych miejscach się zapada.
Kolagen jest z natury bardzo odporny na mechaniczne uszkodzenie - taka jest jego funkcja! Może być wyginany i naciągany bez uszczerbku dla jego struktury. Za transformację kolagenu z długich i pięknie uporządkowanych struktur w pofragmentowaną, nieelastyczną masę odpowiada MMP (melanoprotoeaza macierzy komórkowej), nasz własny enzym, który specjalizuje się w rozcinaniu kolagenu.
MMP nie jest wrogiem skóry - jest niezbędnym składnikiem normalnego jej funkcjonowania. Gdy skóra jest zraniona, MMP zwiększa swoją aktywność i rozcina masowo włókna kolagenowe, by otworzyć ścieżkę dla białych komórek i innych składników, aby te mogły skutecznie dotrzeć do miejsca zranienia. Gdy rana jest załatana, fibroblasty pobudzane przez resztki oznak uszkodzenia (zwiększone poziomy czynników wzrostu skóry oraz proryl-hydroxyproliny) naprawią to, co MMP porozcinało.
MMP działa więc w pewnej równowadze - to co niszczy, jest przez skórę odbudowywane. Ale jest jeden proces, gdzie tej równowagi nie ma i MMP aktywuje się do działania mimo, że nie występuje zwiększenie fizycznych oznak uszkodzenia i nie dojdzie do naprawy tego, co MMP porozcina... i jest to niestety ekspozycja na promienie słoneczne.
MMP aktywowane jest przez obecność wolnych rodników w skórze. Promienie UV mają w sobie wystarczająco energii, by wytrącić elektrony z atomów w skórze i spowodować kaskadową reakcję zwiększenia się ilości wolnych rodników. MMP nie jest w stanie rozróżnić, czy wolne rodniki pojawiły się ze względu na ekspozycję na promienie UV, zranienie, czy stan zapalny, i rusza do akcji rozcinając masowo włókna kolagenu, ale fibroblasty nie ruszają do akcji naprawiania tego, co MMP rozcina, gdyż ekspozycja na słońce nie ma fizycznego komponentu w postaci zwiększonych poziomów hydroksyproliny czy innych markerów uszkodzenia skóry.
Im bardziej porozcinana sieć włókien kolagenu, tym mniej napięcia w siatce, którą tworzą. Tu pojawia się kolejny problem: fibroblasty nie radzą sobie dobrze, gdy włókna kolagenu są słabo napięte i nieuporządkowane. Gdy sieć kolagenu jest gęsta, napięta i regularnie ułożona, fibroblasty aktywnie się po niej poruszają "wypluwając" przy okazji włókna proto-kolagenu, który potem przykleja się do już istniejących struktur, wzmacniając je i naprawiając. Gdy sieć jest pozbawiona napięcia, fibroblasty zapadają się, przestają się poruszać i... zwiększają produkcję MMP.
Dlatego właśnie proces utraty elastyczności cery zaczyna się bardzo powoli, ale w pewnym momencie drastycznie przyspiesza i skóra zaczyna się "sypać". Bardzo trudno jest ten proces zatrzymać i odwrócić, gdy się na dobre rozpędzi. Mała zmarszczka, która chowała się na czole czy przy oku przez lata, może nagle w tempie galopującym przekształcić się w głębokią zmianę. Ulubione kosmetyki czy zabiegi stosowane przez latam, praktycznie z dnia na dzień, sprawiają wrażenie całkiem nieskutecznych (stąd mit, że "skóra się przyzwyczaiła/rozleniwiła" od używania kosmetyków). Jest to znak, że skóra utraciła równowagę pomiędzy procesami przebudowy i od teraz będzie już tylko trudniej przywrócić jej elastyczność.
Promienie UV są główną przyczyną aktywacji MMP i można im spokojnie przypisać 80% udziału w procesach utraty elastyczności skóry, ale są jeszcze inne powody, o których warto wiedzieć.
Gdy zaburzona jest bariera lipidowa skóry i pojawia się problem przesuszenia i podrażnienia, również może to motywować MMP do zwiększenia aktywności.
Dodatkową przyczyną aktywacji MMP jest nadmiarowa obecność lipidów w przestrzeni międzykomórkowej, ponieważ MMP jest też aktywnym enzymem, biorącym udział w przebudowie tkanki tłuszczowej - ta również polega na kolagenie, by podtrzymywał jej strukturę. Ponieważ komórki tłuszczowe mogą zwiększać i zmniejszać swój rozmiar, zbyt dużo ilość wolnych lipidów w przestrzeni międzykomórkowej może być sygnałem, że trzeba rozpuścić istniejące struktury, na których osadzone są komórki tłuszczowe (w tym wypadku skupiamy się na podskórnej warstewce tłuszczu), aby zrobić dla nich więcej miejsca. Jednak ilość lipidów może się też zwiększać w efekcie uszkodzenia naczyń krwionośnych i limfatycznych w skórze. Ekspozycja na promienie UV motywuje MMP do akcji i "ofiarami" tej aktywności padają też same naczynia krwionośne i limfatyczne, co prowadzi do kolejnego samo-napędzającego się procesu degradacji kolagenu.
Istnieją podejrzenia, że odkładająca się w naczyniach krwionośnych płytka miażdżycowa również może prowokować MMP do aktywacji i osłabiania ścian naczyń krwionośnych.
Palenie tytoniu również aktywuje MMP (*).
Zarządzanie elastycznością cery to szukanie równowagi pomiędzy działaniem MMP i budowaniem nowego kolagenu. U młodych osób i osób z elastyczną cerą, dobrą strategią jest obniżanie aktywności MMP i pozwolenie, by ich skóra naturalnie produkowała kolagen.
MMP aktywuje się w obecności wolnych rodników i nie ma ich potężniejszego źródła niż promienie słoneczne. Moim zdaniem najlepszym sposobem na radzenie sobie z tym faktem jest higiena słoneczna - unikanie słońca na tyle, na ile jest to praktycznie możliwe. SPF jest doskonałym dodatkiem do tej praktyki, ale zakładanie, że SPF ochroni skórę przed uszkodzeniem, jest jak liczenie, że jeśli wskoczymy do basenu z parasolem w ręku, to parasol ochroni on nas przed byciem mokrym.
SPF jest wspaniały, gdy siedzimy w domu czy biurze przed komputerem, albo gdy podróżujemy rano i wieczorem do miejsca pracy lub domu. Ale w bezpośrednim słońcu nie oferuje wystarczającej ochrony.
Wsparciem w obniżaniu aktywności MMP są też różnego rodzaju przeciw-utleniacze. Bogata w nie dieta to podstawa, ale można rozważyć okazjonnalne i krótkoterminowe wsparcie w postaci dodatkowych naturalnych substancji, jak astaksantyna, pycnogenol, czy choćby poczciwa witamina C.
Jest niestety bardzo niewiele badań nad kosmetykami limitującymi aktywność MMP, ale składniki jak ALA, ekstrakt EGCG z zielonej herbaty, alg, owocu granatu oraz kadzidłowca indyjskiego są powszechnie uważane za pomocne w tej kwestii. Dodatkowo substancje jak ektoina chronią skórę przez stresem środowiskowym związanym z wysokimi temperaturami oraz ekspozycją na promienie UVB.
Gdy skórze brakuje aktywnych fibroblastów i nie jest w stanie sama się już regenerować, można spróbować metod re-aktywujących fibroblasty. Warto wiedzieć, że nawet nieaktywne fibroblasty mogą zostać pobudzone do aktywności: a im bardziej są aktywne i im więcej są w stanie odbudować siatki kolagenu, tym lepsze szanse, że pozostaną aktywne.
W literaturze naukowej proces poruszania się fibroblastów i towarzyszącej produkcji protokolagenu jest określany mianem "mobilności fibroblastów".
Konsumowanie hydrolizowanego kolagenu o wystarczająco małych cząsteczkach (nie więcej niż 2500 Daltonów!) zwiększa ilość proryl-hydroksyproliny w skórze, co pobudza fibroblasty do zwiększonej aktywności. Alternatywnie postawić można na zabiegi, które uszkadzają skórę w kontrolowany sposób, jak laser, derma-rolling, czy formy intensywnego złuszczania.
Można też próbować drogi kosmetycznej, głównie przez używanie substancji jak retinol, witamina C, czynniki wzrostu skóry (EGF) oraz peptydów lub ich mieszanek (np. znany i lubiany Martixyl). Można też spróbować bezpośrednio nałożyć na skórę hydroxy-prolinę - na taki pomysł zdecydowaliśmy się dla serum pod oczy CUKIER.
Co ciekawe, są powody by podejrzewać, że nawet fizyczne naciągnięcie skóry może wystarczyć, by zmobilizować fibroblasty do działania. Shiseido zaraportowało, że ugniatana skóra ma zauważalnie zwiększony poziom produkcji kolagenu. Stoi to w ogromnym kontraście z popularnym podejściem, by starzejącą się cerę traktować jak delikatne jajko..
*****
Opracowane na bazie: https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC2887041/
]]>
Dlatego polecam zapoznać się z poniższą tabelą kosmetyków funkcyjnych marki CUKIER:
]]>Jeśli mięśnie zaczynają zwisać i się wydłużać, to dlaczego napięcie tych mięśni nie przywraca twarzy młodego wyglądu?
Dlatego, że jest wręcz odwrotnie! Napięcie mięśni twarzy wywołuje pojawienie się objawów starzenia.
Mięśnie twarzy, choć anatomicznie zbudowane są identycznie do mięśni na całym ciele, jako jedyne występują w nietypowej konfiguracji - często są przytwierdzone z jednej strony do kości, z drugiej do innych mięśni (większość mięśni ciała jest przytwierdzona do kości z obu stron). Jednakże przede wszystkim nie występują w antagonistycznej parze, gdzie zaciskanie jednego mięśnia, naturalnie powoduje rozciągnięcie drugiego.
Gdy napinamy biceps, triceps się rozciąga. Gdy napinamy triceps, biceps zostaje rozciągnięty. Ale gdy napinamy mięśnie ściągające brwi razem - nie mamy mięśnia, który rozciągnie je ku bokom twarzy. Polegamy na naturalnej elastyczności i sprawności owych mięśni, by wróciły na swoje miejsce.
Z czasem ta sprawność zanika i mięśnie nie rozluźniają się w pełni, pozostając permanentnie skrócone. Leżąca na nich skóra jednak dalej ma taką samą powierzchnię i nie mając miejsca, by się w pełni rozciągnąć, zaczyna zbierać się w nadmiarowe fałdki i sprawiać wrażenie, że "zwisa" z twarzy. Ale problemem nie jest cera, tylko leżące pod spodem mięśnie, które zmniejszyły swoją powierzchnię.
Trenerzy face-fitnessu będą polecać różne manewry mające forsownie zaciskać mięśnie, ale warto pamiętać że każdy mina, każdy posiłek, każda rozmowa - wszystko intensywnie ćwiczy mięśnie twarzy. Każde mrugnięcie, każde wypowiedziane słowo, każde przełknięcie - to kaskada pracujących i zaciskających się mięśni.
Ćwiczenie ich dodatkowo nie ma sensu. Jest wyrazem niezrozumienia jak działa twarz i jej tkanki.
W młodo-wyglądającej twarzy mięśnie są długie, elastyczne i naturalnie sprawne. Każde działanie, które buduje długie i elastyczne mięśnie będzie łagodzić widoczność objawów starzenia. Wiele ćwiczeń twarzy, wbrew intencji autorek/ów, prowadzi do rozciągnięcia mięśni w ograniczonym stopniu. Nie da się ćwiczyć twarzy i nie rozciągnąć mięśni przy okazji.
Ale takie rozciąganie mięśni "przez przypadek" ma bardzo ograniczone efekty. Dlatego też z czasem większość osób rezygnuje z ćwiczeń twarzy - choć początkowo widzieli obiecujące efekty, po kilku tygodniach twarz przestaje wyglądać młodziej, a zaczynają się pojawiać efekty nadmiernie zaciśniętych mięśni, jak rozciągnięte na boki usta i zwoje na szyi.
Masaż i precyzyjne rozciąganie pomagają mięśniom twarzy zachować naturalną sprawność. Do wyboru jest wiele technik - nawet rolowanie twarzy kulką, byle rollerem czy delikatne poklepywanie przyniesie pewną dozę ulgi mięśniom. Jednak z upływem lat te proste techniki mogą stać się niewystarczające i warto zacząć precyzyjnie rozciągać trudniej dostępne mięśnie - zwłaszcza te schowane pod innymi tkankami, jak mięśnie odpowiadające za bruzdę nosowo-ustną, które znajdują się pod poduszeczką tkanki tłuszczowej.
Znajomość mięśni twarzy pomaga je zidentyfikować i precyzyjnie chwytać, by je rozciągnąć. Przykład manewru precyzyjnie rozciągającego mięsień odpowiedzialny za wykształcenie bruzdy nosowo-ustnej:
Czasami napięcie niektórych mięśni twarzy może być pomocne, gdy chcemy dotrzeć do trudno-dostępnego mięśnia lub zintensyfikować rozciągnięcie. Mięsień okrężny oka jest intensywnie przytwierdzony do twarzy wiązadłami podtrzymującymi, więc nie da się go łatwo chwycić i pociągnąć. Drobne zmrużenie oczu i popatrzenie w górę intensyfikuje efekt rozciągnięcia:
Choć ćwiczenia twarzy to idea znana ludziom od wielu dekad (pierwsza książka o ćwiczeniach twarzy została wydana w 1927, a wzmianki prasowe sięgają nawet 1902 roku), nie zrewolucjonizowały podejścia do przeciwstarzenia, ponieważ oparte są o błędne założenia na temat natury mięśni twarzy.
W naturze mięśni jest by z czasem stawać się skróconymi i nadmiernie napiętymi, więc dodatkowe ich napinanie nie rozwiąże problemu.
Polecane artykuły:
Znam wiele teorii i pomysłów na temat przeciwstarzenia, bo siedzę w temacie od lat, ale większość z nich zakwalifikowałabym do kategorii "nie ma aż takiego znaczenia dla przeciw-starzenia jak by się wydawało". Co nie zmienia faktu, że dla laika wszystkie te teorie będą bardzo intrygujące i każda będzie budzić nadzieję, że jest tą jedyną, która wyeliminuje z twarzy objawy starzenia.
Mięśniowa teoria starzenia twarzy (MTST) zakłada, że z czasem mięśnie stają się permanentnie spięte i skrócone, przez co leżące na nich tkanki (skóra, tkanka tłuszczowa) wybrzuszają się i fałdują, zaś leżący w głębi twarzy tłuszcz jest "wyciskany" spod mięśni i przemieszcza się.
Za bruzdę nosowo ustną odpowiadają w teorii 4 mięśnie - levator labii (zarówno superioris oraz alaeque nasi), mięśnie jarzmowe i risorius. Te mięśnie są z jednej strony przyczepione do kości, z drugiej spajają się z mięśniem okrężnym ust. W zależności gdzie pojawia się bruzda, można domyślić się, które mięśnie są przyczyną jej powstawania:
Analizując zdjęcia porównujące twarz tej samej osoby w młodym i dojrzałym wieku, można dostrzec, że choć proporcje twarzy pozostają niezmienione, podstawa nosa wędruje w górę, zaś same nozdrza wyglądają na napięte i rozwarte, zaś usta rozciągają się na boki.
Zamiast szukać redukcji bruzdy nosowo ustnej w liftingu twarzy, mięśniowa teoria starzenia twarzy szuka sposobów na przywrócenie oryginalnej powierzchni twarzy i policzka. Jest to odwrotne podejście do dominującej w medycynie estetycznej obsesji podciągania i napinania.
Gdy porównamy profil młodej i dojrzałej osoby, łatwo zauważyć, że młoda twarz ma więcej "miejsca" - usta są wywinięte, nozddża zwrócone w dół, cała twarz jest bardziej zrelaksowana i miękka.
Osoby borykające się z bruzdą nosowo-wargową często chwytają za skronie i ciągną skórę w górę, by rozprostować bruzdę. Ale można ją też rozprostować ciągnąc koniuszek nosa w dół i wywyjając usta.
Ponieważ wszystkie ważne dla bruzdy nosowo-ustnej mięśnie siedzą głęboko ukryte pod warstwami poduszeczek tłuszczu, nie da się ich dosięgnąć kosmetykami, ani nawet typowymi masażami jak jadeitowym rollerem czy gua sha. Nie można ich też ostrzyknąć, by je sparaliżować, ponieważ są kluczowe dla mimiki i mowy.
Samych mięśni nie trzeba też ćwiczyć, gdyż każdy uśmiech, mowa czy nawet zjedzenie czegoś, aktywuje je wszystkie.
Przyglądając się zmianom na mojej własnej twarzy (gdzie bruzda jest najgłębsza zaraz przy nosie) założyłam, że głównym problemem jest najprawdopodobniej Levator labii superioris (LLS) - czyli mięsień odpowiedzialny za podnoszenie ust w obnażającym górne zęby grymasie. Nie tylko bruzdy były najgłębsze w okolicach skrzydełek nosa, ale zauważyłam też na przestrzeni lat spłaszczenie i wydłużenie rynienki nosowej. Jedno z ramion LLS odpowiada za podciąganie w górę nozdrzy, przy okazji ciągnąc w górę całą podstawę nosa, co jest związane z optycznym wydłużeniem rynienki nosowej.
W swoich masażach skupiłam się na znalezieniu najlepszych metod chwycenia i pociągnięcia za LLS. W praktyce oznaczało to przytrzymywanie policzka i ciągnięcie za usta w miejscu, gdzie zakładam, że LLS był zakotwiczony - czyli tam, gdzie czułam stwardnienie, gdy podciągałam usta w obnażającym zęby grymasie.
Stosowałam też inne ruchy by rozluźnić mięśnie na linii żuchwy oraz pozostałe mięśnie policzków. Całe zestawy można znaleźć w mojej książce o masażach twarzy.
Pierwsze efekty pojawiły się już po kilku tygodniach trenowania, ale dopiero po upływie wielu miesięcy efekt zaczął się stabilizować, zaś skóra w miejscu bruzdy wygładzać i wzmacniać. Na przestrzeni czasu cały czas zmieniałam ilość i intensywność treningów by utrzymać efekt. Im dłużej trenuję ten obszar twarzy, tym lepiej "czuję" mięśnie odpowiedzialne za zmiany w tym regionie i łatwiej o nie dbać.
Polecane artykuły:
]]>Rozważania w temacie warto zacząć od zrozumienia, gdzie dokładnie działa wypełniacz. W uproszczeniu, skórę można podzielić na trzy warstwy: naskórek, skórę właściwą oraz leżącą zaraz pod skórą tkankę tłuszczową, pod nią zaś znajduje się warstwa mięśni.
Naskórek ma grubość setnych milimetra, skóra właściwa od 2 milimetrów do 4 na twarzy, zaś podskórna tkanka tłuszczowa to zazwyczaj 1 do 4 milimetrów. Zmarszczki, które obserwujemy pod oczami, na czole, między brwiami, na policzkach, ustach czy kącikach ust, "zmarszczki od uśmiechania", formują się w ramach skóry właściwej i nie mają związku z tkanką tłuszczową pod skórą.
Zmiany jak "dolina łez" czy wgłębienie formujące się na linii skrzydełka nosa i kącika ust są wynikiem strukturalnych zmian w twarzy, a nie samej skóry, więc można łagodzić ich widoczność poprzez nakładanie wypełniaczy bez wstrzykiwania na ich dno.
Biorąc pod uwagę, że warstwa tłuszczu pod skórą ma jedynie 1-4 mm, realistycznie można oczekiwać, że kuracja wypełniaczem zwiększy jej grubość jedynie o ułamek milimetra. Jednak w przypadku bruzd nosowo-wargowych, czy doliny łez, nawet minimalna poprawa jest łatwo zauważalna:
Zmiany jak bruzdy nosowo-wargowe dodatkowo można łagodzić poprzez masaże twarzy.
Wypełniacze bez wstrzykiwania również doskonale sprawdzają się jako sposób, by dodać odrobiny objętości kościom policzkowym, ustom, zapadniętym skroniom oraz na powierzchni stóp i rąk.
]]>Ilość komórek tłuszczowych w ciele osób dorosłych jest zazwyczaj ustabilizowana, ale same komórki mogą zwiększać i zmniejszać swój rozmiar w zależności od potrzeb. Gdy jest potrzeba by zmagazynować więcej lipidów, komórki tłuszczowe zwiększają swoją objętość.
Wypełniacze bez wstrzykiwania to substancje nakładane na skórę, które motywują tkankę tłuszczową znajdującą się bezpośrednio pod skórą, by zwiększyła swoją objętość.
Na rynku kosmetycznym funkcjonuje wiele substancji o działaniu wypełniającym, ale trzy najlepiej znane to: Volufilline, Adipofill'in oraz Voluplus. Wszystkie pozyskiwane są z roślin, ale mają różne ścieżki działania.
Ponieważ wypełniacze promują naturalny rozwój tkanki już funkcjonującej na twarzy, pozwalają uniknąć nienaturalnych efektów, oraz problemów z mimiką twarzy, którą często można zaobserwować po wstrzyknięciu tradycyjnych wypełniaczy. Efekt wypełniaczy bez-wstrzykiwania jest subtelny oraz tymczasowy.
Wypełniacze bez wstrzykiwania mogą być z powodzeniem używane do złagodzenia wyrazistości zmian jak bruzda nosowo-ustna, "dolina łez" czy zapadnięte skronie. Mogą być też stosowane na granicy ust, by dodać im objętości. Wypełniacze doskonale sprawdzają się też na wierzchach stóp i dłoni, oraz jako sposób na dodanie wyrazistości kościom policzkowym.
Wypełniacze bez wstrzykiwania działają pod skórą, ale nie mają wpływu na zmarszczki powstające na skórze ze względu na brak elastyczności lub w wyniku zmian w tkance mięśniowej. Szczegółowy opis na jakie zmiany i zmarszczki można stosować wypełniacze znajduje się tutaj:
]]>Na wyżej załączonym obrazku ta sama twarz została poddana manipulacji proporcjami i kształtem elementów twarzy. Mimo, że obie twarze są praktycznie bez zmarszczek, nie ma wątpliwości, że twarz po lewej należy do młodszej osoby.
Analiza zdjęć kompozytowych osób z różnych grup wiekowych ujawnia, że starzenie to przede wszystkim zmiany w kształcie i proporcjach twarzy - zielonym kolorem oznaczyłam miejsca, gdzie kumuluje się najwięcej zmian:
Zmiany w kształcie brwi i powieki:
Za wszystkimi wymienionymi zmianami stoją zmiany w mięśniach twarzy, które prowadzą do dalszych przemieszczeń i zmian w innych tkankach twarzy. Obecne podejście do przeciw-starzenia, skupione na ujędrnianiu skóry, nie jest w stanie odwrócić tych procesów.
Polecane artykuły:
]]>Jednak nie ma dowodów naukowych sugerujących, że z wiekiem przybywa nam powierzchni cery, że skóry jest więcej i dlatego "zwisa" z twarzy lub formuje zmarszczki.
Co więcej, napinając wszystkie mięśnie twarzy możemy wywołać wiele objawów starzenia: "chomicze policzki", zmarszczki na szyi, bruzdę nosowo-wargową, długie i wychudzone usta, worki pod oczami, opadniecie koniuszka nosa, itd. Są to klasyczne objawy starzenia twarzy.
Gdy napinamy mięśnie, skóra na nich rozpostarta ma mniej miejsca by się w pełni rozciągnąć i jej nadmiar zaczyna zwisać z twarzy lub tworzyć zmarszczki.
Wiele osób zakłada, że wraz z wiekiem mięśnie ich twarzy stają się zwiotczałe i naciągnięte. Ale mięśnie twarzy przechodzą dokładnie odwrotny proces - stają się skrócone i sztywne. Efekty tego sztywnienia na twarzy wykazały to badania dr Claude deLouarn, który wykonał serię skanów rezonansem magnetycznym, które wprost pokazały, że mięśnie twarzy młodych osób tworzą długie łuki, zaś u osób starszych mięśnie są skrócone:
Na powyższej grafice na czerwono zaznaczony jest mięsień. Od lewej do prawej prezentowane są osoby w wieku 19, 21, 50 i 67 lat.
Warto zwrócić uwagę, że u młodej osoby tłuszcz pod okiem jest schowany za mięśniem - zaś z wiekiem przesuwa się ponad mięsień. Tłuszcz został przeciśnięty przez mięsień i migrował z głębszych poziomów na wierzch, gdzie ma mniej oparcia. Obecność tłuszczu poza głębszymi warstwami twarzy i w nietypowym kształcie przyczynia się do percepcji objawów starzenia.
Inny naukowiec, badający kwestie mięśni twarzy, dr Joel Pessa zauważył, że gdy starsze osoby dotyka połowiczny paraliż twarzy, różnica między jej stronami jest bardzo zauważalna. Jednak, gdy połowiczny paraliż twarzy pojawia się u młodych osób, ich twarze pozostają relatywnie symetryczne. Na bazie tych obserwacji Pessa zaczął teoretyzować, że mięśnie twarzy znacząco zmieniają się z wiekiem i że stają się dużo bardziej napięte:
By rozluźnić mięsień i zmusić go do wydłużenia, specjaliści próbowali wstrzykiwać wypełniacze pod mięśnie, by zmusić je do rozciągnięcia, ale eksperymentowali również z podcinaniem mięśni - przecięty mięsień nie może się kurczyć, więc naturalnie zawieszone na nim struktury rozciągają się. Jednak mięsień jest permanentnie zniszczony i nie będzie w stanie w pełni funkcjonować:
Na powyżej załączonych zdjęciach widać efekt podcięcia mięśni ciągnących kąciki ust w dół. Porównując zdjęcia A (przed zabiegiem) i C (po zabiegu) widać wygładzenie oraz wyostrzenie linii żuchwy. Jednak kosztem mobilności twarzy, co czyni ten przypadek wysoce kontrowersyjnym (niestety lekarz nie ujawnił, czy pacjentka po podcięciu mięśni jest w stanie dalej poprawnie mówić i jeść).
Mimo rosnącej wiedzy w temacie, medycyna estetyczna oraz kosmetyczna, nie są w stanie zaoferować bezpiecznych i skutecznych zabiegów niwelujących objawy starzenia wynikające ze zmian w mięśniach.
Niestety nie ma jednego prostego wyjaśnienia, dlaczego mięśnie twarzy sztywnieją, ale wiemy, że jest to proces obserwowany na całym ciele, choć z mniejszą intensywnością.
Rozciągnięcie mięśni i stawów poniej szyi jest relatywnie proste poprzez mobilizujące ćwiczenia, gdyż mięśnie ciała funkcjonują w antagonistycznych systemach - gdy jeden się kurczy, inny się rozciąga. Najprostszy przykład to duet biceps-triceps. Jednak mięśnie twarzy nie funkcjonują w takich duetach - są niezależne od siebie, gdyż nasza mimika jest wysoce niesymetryczna. Mamy więc np. mięśnie, które ściągają brwi razem. Ale nie mamy mięśnia, który ciągnie je ku bokom twarzy. By brwi wróciły na swoje miejsce, musimy polegać na ich naturalnym rozluźnieniu, które z wiekiem zanika. Z upływem lat mięśnie twarzy tracą umiejętność naturalnego rozluźnienia się.
Jest wiele teorii, dlaczego tak się dzieje. Być może jest to kwestia chemicznej nierównowagi w neuroprzekaźnikach, zmian w samych białkach budujących mięśnie (są podejrzenia, że są to zmiany w tytynie), być może jest to fizjologiczny proces, być może jest to kwestia naturalnych właściwości tkanki mięśniowej.
Choć nie wiemy dokładnie dlaczego mięśnie stają się sztywne i skrócone, wiemy, że zarówno masaże oraz aktywne rozciąganie, jak i drogi chemiczne prowadzą do ich rozkurczenia.
Ludzie od wieków praktykują różne formy masażu twarzy, ponieważ manualne dotykanie i rozciąganie mięśni poprawia ich stan. Dlatego mamy tyle systemów masażu, od tradycyjnych qi gong i gua sha, po nowsze jak kolgi, kobido, kyorugi, FaceYogaMethod, Ageless If you dare, Tanaka, itd. Wiele osób masuje też twarz rollerem lub innymi urządzeniami i obserwuje pozytywne efekty. Prawda jest taka, że większość osób ma tak napięte mięśnie twarzy, że dowolny masaż, obojętnie jak amatorsko wykonany, da wrażenie złagodzenia objawów starzenia.
Oprócz masaży wiemy, że metody chemiczne również mogą wspomóc rozluźnienie mięśni twarzy. Ostrzykiwanie w gabinetach estetycznych jest opcją, lecz ma bardzo limitowany zakres działania, gdyż w pełni sparaliżowane mięśnie twarzy mogą stracić swoją funkcję mimetyczną. Kosmetyki zawierające substancje rozkurczające są łagodniejsze w działaniu i bezpieczniejsze dla mimiki.
Najpopularniejszą substancją rozkurczającą są neuropeptydy, jak acetylhexapeptide-3 i 8 (znane pod komercyjną nazwą argeline), pentapeptide-18 oraz SYN-ake, imitujący jad węża. Te składniki blokują tymczasowo neuron odpowiedzialny za wysłanie sygnału, by mięsień się kurczył. Niestety ich problemem jest słaba przyswajalność przez barierę skóry i polecane jest, by te składniki stosować w lekkich, wodnistych formułach (niestety często trafiają do kremów).
Innym składnikiem znanym z wpływu na mięśnie jest DMAE, które wydaje się działać jako analog acetylocholiny i poprawiać przez to ogólną kurczliwość mięśni. Są jednak podejrzenia, że nakładany bezpośrednio na skórę prowadzi do przyspieszonej śmierci fibroblastów, więc nie jest to popularny składnik kosmetyczny.
Alternatywą są substancje jak ekstrakt ze stevi (zioła słodowego) lub glaucyna, które zaburzają przepływ jonów w mięśniach. Są to jednak bardzo rzadko spotykane w kosmetykach składniki.
Twarz to wiele tkanek - skóra, kości, tkanka tłuszczowa, łączna oraz naczynia krwionośne i limfatyczne. Wszystkie z upływem czasu przechodzą różne transformacje i przyczyniają się do pojawienia się objawów starzenia. Niestety żyjemy w czasach, gdzie starzenie twarzy definiuje się przez pryzmat cery i zmarszczek, ignorująć inne tkanki. By móc wpływać na objawy starzenia, trzeba móc je najpierw w pełni zrozumieć, przeanalizować ich genezę i przede wszystkim szukać sposobów by przywrócić im oryginalny stan, zamiast maskować zmiany poprzez wstrzykiwanie syntetycznych substancji lub denaturowanie skóry.
Mięśnie są fundamentem twarzy, który jest bardzo podatny na zmiany z upływem czasu i te zmiany pojawiają się relatywnie wcześnie. Jednocześnie wiele przesłanek wskazuje, że zachowanie elastycznych, długich mięśni może zahamować zmiany w innych tkankach - utrzymanie napiętej cery motywuje do pracy fibroblasty oraz potencjalnie pomaga uniknąć przeciskania tłuszczu i jego utraty z głębszych warstw twarzy.
Przygotowane na podstawie:
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC7385684/
https://link.springer.com/article/10.1007%2Fs00266-006-0025-8
]]>Botox oferuje tylko chwilową iluzję, że problem jest rozwiązany, gdyż nie przywraca odpowiednim mięśniom ich naturalnej sprawności.
Podstawowym krokiem w masażu lwiej zmarszczki jest rozciągniecie brwi na bok. By wykonać ten krok, należy chwycić mięsistą część brwi między palec wskazujący i kciuk i delikatnie rozciągnąć na boki. W zależności od twarzy, owa mięsista część może znajdować się nad brwiami i warto próbować kilka razy, by znaleźć najlepszy dla swojej twarzy chwyt: